"LEKCJA KOLEKCJI" ważny dla kultury artykuł Piotra Sarzyńskiego w "Polityce" nr 45 (02–07.11.23)

Autor słusznie zauważa: Jest niemal regułą, że wielkie prywatne kolekcje sztuki na świecie z czasem stają się dobrem publicznym, a przynajmniej powszechnie dostępnym. Myli się jednak, twierdząc: U nas skłonność do dzielenia się z innymi zgromadzonym pięknem ciągle jest niewielka i wybiórcza. Z racji tematyki moich zainteresowań cenię teksty Piotra Sarzyńskiego, dlatego chcę odnieść się do kilku tez jego artykułu.

Dwie uwagi na wstępie. Zawsze zastanawia mnie to przeciwstawianie „Świat a Polska”; wiadomo, że w takim podejściu jesteśmy na straconej pozycji, bowiem „Nec Hercules contra plures”. Wolałbym, by Autor odnosił nasze sukcesy, a w tym wypadku według niego niepowodzenia, do porównywalnego dla nas społeczeństwa w zakresie np. ekonomicznego rozwoju, tradycji kulturowych etc. Tylko wspomnę, że jeśli weźmiemy pod uwagę tragiczny los naszych kolekcji sztuki zniszczonych przez wojny, najazdy i rabunki, to w porównaniu do innych społeczeństw już na starcie jesteśmy poza, a dokładnie pod, skalą. Po drugie nie wiem jak Autor tę „skłonność” mierzy, bo nie przywołuje w tekście żadnej po temu miary.
Wróćmy do tej niewielkiej, zdaniem Piotra Sarzyńskiego, skłonności do dzielenia się zgromadzonym pięknem. W tej kwestii trzeba mieć: (1) coś do zaoferowania, (2) miejsce, gdzie to można pokazać oraz (3) społeczny klimat do takiego działania, a instytucjonalne wsparcie też by się przydało.
Do tej pierwszej sprawy pasuje jak ulał formuła stosowana na dawnych mapach „Hic sunt dracones”, którą określano obszary nieznane. Bo wiedza o zasobach prywatnych kolekcji jest znikoma, co zresztą wynika z tekstu Autora. Czy znajdzie się następca Edwarda Chwalewika i Andrzeja Ryszkiewicza, który spróbuje to całościowo ogarnąć? Sprawa jest o tyle obecnie prostsza, że potężnym zasobem wiedzy jest Internet. Szkoda, że w finansowanych przez Skarb Państwa programach digitalizacyjnych pominięto prywatne kolekcje!
Jeśli chodzi o „miejsce” do prezentacji zbiorów, to przypadki, kiedy kolekcjoner buduje dla swojej kolekcji specjalny budynek (pomieszczenie), nie tylko w Polsce, ale i na świecie (że wrócę do tego niestosownego wedle mnie porównania) jest sytuacją wyjątkową, więc nie oczekujmy cudów. Pewnie nadal, tak jak pisze Autor, łączona będzie funkcja galerii i muzeum. Autor pomija istotną kwestię, jaką jest traktowanie po macoszemu przez ustawodawcę sprawy muzeów prywatnych. W świetle aktualnych regulacji może takie muzeum powstać po zatwierdzeniu przez ministra regulaminu etc., ale jest ono jednostką pozbawioną osobowości prawnej, ergo opiera się na tworzonych w tym celu stowarzyszeniach, fundacjach albo wprost na założycielu. Taka sytuacja ma także miejsce w wypadku wspaniałego Muzeum Villa la Fleur, słusznie docenionemu przez Autora tekstu. W efekcie muzeum prywatne np. nie może występować o granty albo być stroną umów. Zanim więc będziemy nawoływali do tworzenia prywatnych muzeów, a w tym kontekście Autor wspomina posiadającą unikalne zbiory Rodzinę Staraków, ta sprawa wymaga uregulowania.
W tej sytuacji najczęstszą formą prezentacji zbiorów jest współpraca kolekcjonerów z muzeami. Według mojej oceny dla potrzeb Nagrody im. Feliksa Jasieńskiego (do Feliksa jeszcze wrócę) w tej materii dzieje się wiele dobrego, zarówno w formie autorskich kolekcjonerskich wystaw, jak i włączania wybranych fragmentów kolekcji do wystaw muzealnych. Myślę, że w roku 2023 w skali kraju to około pół setki takich wystaw, w tym kilka wybitnych. Problemem jest najczęściej nie brak tejże „skłonności”, a napięty kalendarz, z racji ograniczonej powierzchni na wystawy czasowe. Ponadto magazyny muzealne „zawalone” są własnymi zbiorami, z których większość z tego powodu nie ma szans ujrzeć światła dziennego. Janusz Miliszkiewicz podniósł kiedyś problem „wypuszczenia” części takich zasobów na rynek. Prawie go zlinczowano, ale jest coś na rzeczy i mądrze, z zakazem wywozu, warto do sprawy wrócić. Czyż nie lepiej, by takie dzieła zawisły na ścianach innych osób prawnych, np. w kolekcjach korporacyjnych, zamiast na wieki pozostać w magazynach. Warto także polityką dotacji wspierać współpracę muzea / kolekcjonerzy – służącą „dzieleniu się pięknem”.
I wreszcie kwestia trzecia, czyli społeczny klimat i wsparcie z budżetu Państwa. Piotr Sarzyński w prezentowanych w artykule przykładach twórców kolekcji posługuje się dość powszechnym w odczuciu społecznym wzorcem, stawiając znak równości między bogactwem a skłonnością do kolekcjonowania sztuki. Nic bardzie mylnego – bogactwo pomaga, ale nie jest to czynnik sine qua non. Twórcami kolekcji byli, są i będą także tacy, których spotkamy na chodniku, a nie w wypasionej furze. Wsparcie Państwa jest potrzebne przy sygnalizowanych przez Autora zamiarach twórców kolekcji przekazywania ich do zasobów muzealnych. Chyba nie mylę się twierdząc, że kolekcjoner oczekuje dwóch rzeczy: primo – że jego zbiory zawisną na ścianach, czy też znajdą się w gablotach, a nie wylądują w magazynach; tu zatem potrzeba kolejnych metrów kwadratowych. Po drugie darczyńcy oczekują, jeśli to już nie nastąpiło, że w efekcie przekazania zbiorów zostaną one naukowo opracowane i wpuszczone do obiegu nauki, by inni z nich skorzystali. Gigantyczna kolekcja antykwaryczna zmarłego w 2019 roku mecenasa dra Janusza Fiszera, decyzją żony przekazana została do Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Ta niezwykle ważna instytucja, koordynująca działania sieci muzeów uczelnianych, już udostępnia część kolekcji, ale reszta wymaga wielkiego nakładu pracy i sporych środków finansowych, wykraczających poza możliwości Muzeum. Ukoronowaniem dla twórcy zbioru jest zazwyczaj solidny katalog. Jednym z wątków podniesionych w trakcie mojej ostatniej rozmowy z śp. Wojciechem Przybyszewskim, twórcą potęgi pisma „Spotkania z Zabytkami”, było uruchomienie na łamach pisma lobbingu w tej sprawie. Los zarządził inaczej, ale może nowe kierownictwo pisma podejmie ten wątek.
Rozgadałem się; na koniec wrócę jeszcze do Feliksa. Darczyńca pewnie mniej liczy na jakieś podatkowe z tego tytułu przywileje, a bardziej na to, że jego dar zostanie doceniony przez obdarowanego. W efekcie o tym fakcie będą kiedyś wiedzieli także jego zstępni. Przypadająca w roku 2020 setna rocznica darowizny Feliksa Jasieńskiego przeszła słabo dostrzeżona przez Muzeum Narodowe w Krakowie, które stało się właścicielem jego gigantycznych zbiorów. Pozwoli Redaktor Piotr, że uściślę jedną informację: dla Feliksa stroną umowy darowizny było miasto Kraków, a nie Muzeum. Może przypadająca 11 marca 2024 „okrągła” 104. rocznica wykorzystana zostanie po temu bardziej efektywnie i efektownie przez Muzeum i Kraków dla pamięci Feliksa Jasieńskiego, a także jako zachęta dla potencjalnych darczyńców. Jak sądzę, większość zwiedzających patrząc na „Szał uniesień” wie, że sprawcą dzieła jest Podkowiński, ale mało kto wie, że to dar Jasieńskiego. Mamy wiele dobrych przykładów pamięci muzeów o darczyńcach; wspomnę świetny tekst Marcin Romeyko-Hurko o darach dla Muzeum Narodowego w Warszawie, czy też wydawnictwo będące pokłosiem konferencji Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej na temat twórców „Kunstkamer”.
Feliks patronuje Nagrodzie „Kolekcjonerstwo – nauka i upowszechnianie”. W ośmiu jej edycjach nagrodzonych zostało już kilkudziesięciu naukowców za opracowanie kolekcjonerskich zbiorów, dziennikarzy za promowanie kolekcjonerstwa, instytucji za prezentacje zbiorów. Co tylko potwierdza, że problem podniesiony przez Piotra Sarzyńskiego jest aktualny – pobiegnijcie do kiosku po „Politykę"!